ETS2 odroczony do 2028 r. PE przyjmuje cel klimatyczny 2040 – co wywalczyła Polska?
- 13 listopada 2025 14:20
- Opracował: Rafał Wąsowicz
fot. Witold Gałązka/arc.
Parlament Europejski poparł dziś 90-procentową redukcję emisji do 2040 r. i formalnie zgodził się na przesunięcie uruchomienia ETS2 – systemu handlu emisjami dla budynków i transportu drogowego – z 2027 na 2028 r. To domknięcie procesu, który rozpoczął się w Radzie UE z inicjatywy Polski oraz koalicji państw Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Słowacji i Węgier. Odroczony ETS2 daje rządowi w Warszawie oddech, ale też zobowiązuje: rok zwłoki trzeba wykorzystać na przyspieszenie transformacji, a nie tylko na świętowanie „dyplomatycznego sukcesu”.
Co dokładnie zdecydował Parlament Europejski
Przyjęty przez europosłów tekst zmienia unijne prawo klimatyczne i wpisuje do niego nowy, pośredni, prawnie wiążący cel: redukcję emisji gazów cieplarnianych netto o 90 proc. do 2040 r. względem poziomu z 1990 r. Cel ten ma być kolejnym etapem na drodze do neutralności klimatycznej UE w 2050 r.
Parlament zaakceptował przy tym zestaw „elastyczności”, o które wcześniej zabiegały rządy państw członkowskich. Od 2036 r. do pięciu punktów procentowych redukcji może pochodzić z międzynarodowych kredytów węglowych spoza UE, co de facto obniża skalę cięć realizowanych wewnątrz Wspólnoty do około 85 proc. Wcześniej Komisja Europejska proponowała limit na poziomie trzech punktów procentowych – europosłowie poszli więc śladem ministrów środowiska, którzy już 5 listopada zgodzili się na szersze użycie offsetów.
Kluczowy z polskiej perspektywy jest zapis o ETS2. Parlament poparł wprost wniosek państw członkowskich o odroczenie wejścia w życie systemu o rok – z 2027 na 2028 r. ETS2 obejmie emisje CO₂ ze spalania paliw w budynkach i w transporcie drogowym, czyli przełoży się na ceny ogrzewania i paliw. Dzisiejsze głosowanie oznacza, że oba unijne ciała prawodawcze – Rada i Parlament – mówią w sprawie odroczenia jednym głosem, a negocjacje będą dotyczyły raczej szczegółów konstrukcji systemu niż samej daty jego startu.
Istotnym elementem przyjętego pakietu jest także mechanizm przeglądu. Co dwa lata Komisja ma przygotowywać raport o postępach w realizacji celów pośrednich, biorąc pod uwagę zarówno dane naukowe i rozwój technologiczny, jak i konkurencyjność gospodarki UE oraz ceny energii dla firm i gospodarstw domowych. Na tej podstawie możliwa będzie korekta celu na 2040 r. lub wprowadzenie dodatkowych instrumentów ochrony przemysłu i spójności społecznej.
Koalicja Polski, Słowacji i Węgier: jak powstał front przeciw ETS2
Odroczenie ETS2 nie jest gestem dobrej woli ze strony Brukseli, lecz rezultatem kilku równoległych presji politycznych. W Radzie UE to właśnie państwa Europy Środkowo-Wschodniej – Polska, Węgry, Słowacja oraz Czechy – konsekwentnie podnosiły, że wprowadzenie nowego systemu już w 2027 r. oznaczałoby gwałtowny wzrost kosztów dla uboższych społeczeństw i gospodarek opartych wciąż w dużej mierze na paliwach kopalnych. Podczas listopadowego posiedzenia ministrów środowiska Polska i trzech partnerów z regionu zagłosowały przeciw kompromisowi 90 proc. redukcji do 2040 r., właśnie ze względu na zbyt słabe – w ich ocenie – zabezpieczenia przed skutkami ETS2.
Z perspektywy energetycznej ich argumentacja była spójna: w Polsce, na Słowacji czy na Węgrzech udział węgla i gazu w ogrzewaniu budynków jest wciąż wysoki, a dochody gospodarstw domowych niższe niż na Zachodzie. Uderzenie dodatkową opłatą za CO₂ w rachunkach za ciepło i paliwo groziłoby skokowym wzrostem ubóstwa energetycznego i politycznym buntem przeciw całej polityce klimatycznej. Na tym tle wspólna oś Warszawa–Bratysława–Budapeszt stała się jednym z ważniejszych wewnątrzunijnych bloków negocjacyjnych.
Do tego dochodziło poparcie części większych państw, które – choć nie tak ostro jak kraje regionu – także obawiały się o skutki ETS2. Analizy wskazują, że podczas prac w Radzie opóźnienie systemu wspierały również m.in. Francja, Włochy i Rumunia, które dostrzegają presję kosztową na swoich gospodarstwach domowych i sektorze transportowym. Ostateczny kompromis był więc wynikiem nie tylko środowiskowej osi sprzeciwu, ale szerszej koalicji państw obawiających się społecznej reakcji na wzrost cen energii.
Polskie zabiegi dyplomatyczne: presja zadziałała, ale rachunek dopiero przyjdzie
Polski rząd od wielu miesięcy sygnalizował, że ETS2 w kształcie przyjętym w 2023 r. jest dla kraju nie do zaakceptowania. Już w październiku Rada Europejska – pod wpływem zgłaszanych przez Warszawę zastrzeżeń – zobowiązała Komisję do przedstawienia propozycji zmian w systemie, otwierając drogę do jego „głębokiej rewizji”. Ministerstwo Klimatu i Środowiska określiło to wówczas jako „wielki sukces polskiego rządu”.
Kulminacja nastąpiła 5 listopada podczas posiedzenia Rady UE ds. Środowiska. Polska zgodziła się na ogólnounijny cel 90-procentowej redukcji emisji do 2040 r. tylko pod warunkiem wpisania do pakietu przesunięcia ETS2 o rok oraz wzmocnienia klauzul przeglądowych. Gdy kompromis przyjęto bez dodatkowych ustępstw, Warszawa zagłosowała przeciw, ale to właśnie wcześniej wynegocjowane zapisy o ETS2 były kluczem do utrzymania jedności pozostałych państw.
Po posiedzeniu wiceminister klimatu Krzysztof Bolesta mówił wprost, że Polsce „udało się wybić zęby systemowi ETS2”, podkreślając, że zapis o rewizji ma otworzyć drogę do dalszego, głębszego przesunięcia i złagodzenia mechanizmu. Minister Paulina Hennig-Kloska w kolejnych wystąpieniach akcentowała, że „Europa słucha Polski” i że rząd będzie domagał się co najmniej trzyletniego odroczenia ETS2 oraz wprowadzenia limitów na wzrost cen wynikających z kosztów CO₂.
Dzisiejsza decyzja Parlamentu Europejskiego potwierdza, że ta presja przyniosła realny skutek – w unijnym prawie pojawił się zapis o odroczeniu ETS2 do 2028 r., a także o regularnym przeglądzie celu 2040 z możliwością korekty. Jednocześnie trzeba uczciwie powiedzieć, że sukces dyplomatyczny nie zastąpi krajowej polityki: Polska wciąż nie ma pełnego, długoterminowego planu wykorzystania Funduszu Społeczno-Klimatycznego ani zamkniętej strategii, jak ochronić najuboższe gospodarstwa domowe przed przyszłymi kosztami ETS2.
Co oznacza odroczenie ETS2 dla Polski: rok oddechu czy rok stracony?
Z punktu widzenia polskich rodzin i firm jedno jest jasne: w 2027 r. w rachunkach za ogrzewanie i paliwo nie pojawi się jeszcze pełny koszt CO₂ wynikający z ETS2. Roczne odroczenie zmniejsza presję na domowe budżety w najbliższym krytycznym okresie, gdy jednocześnie wygasać będą różne tarcze osłonowe na energię, a gospodarka wciąż mierzy się z konsekwencjami wysokiej inflacji.
Jednocześnie opóźnienie nie znosi samego problemu. Eksperci od rynku energii zwracają uwagę, że sygnał cenowy z ETS2 miał być jednym z głównych impulsów do przyspieszenia modernizacji budynków, wymiany źródeł ciepła i elektryfikacji transportu. Im później system wejdzie w życie, tym dłużej Polska będzie funkcjonować w modelu wysokiej emisyjności, a w efekcie – tym gwałtowniejsze mogą być skoki cen, kiedy ETS2 ostatecznie ruszy.
Rok, który daje nam odroczenie, można więc wykorzystać na dwie skrajnie różne strategie. Pierwsza, ryzykowna, polega na politycznym „oddechu ulgi” i dalszym odkładaniu trudnych decyzji. Druga, ambitniejsza, to intensywne inwestowanie w efektywność energetyczną budynków, rozwój OZE w ciepłownictwie, przyspieszenie programów wymiany kopciuchów i programów wspierających transport niskoemisyjny, tak aby w momencie startu ETS2 Polska miała już wyraźnie mniejszą ekspozycję na koszty emisji.
W tym sensie dzisiejsza decyzja Parlamentu Europejskiego to nie tylko potwierdzenie skuteczności polskiej dyplomacji i koalicji z takimi państwami jak Słowacja i Węgry. To także test, czy Warszawa potrafi przekuć polityczne zwycięstwo w realne przyspieszenie transformacji energetycznej, zamiast jedynie opóźniać moment, w którym rachunek za emisje przyjdzie do zapłacenia.